O matko... Aż mnie odrzuciło z fotela, gdy zobaczyłam, kiedy napisałam ostatni rozdział. BARDZO Was przepraszam, ale tak jak pisałam, przez dłuższy czas nie miałam dostępu do Internetu. Wróciłam dopiero dziś wieczorem, więc nareszcie pojawia się kolejny wpis z Jadem. Czekam z niecierpliwością na nowe zamówienia i komentarze;) Z całego serca życzę wam wszystkiego tego, czego powinno się życzyć na Walentynki:*
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
14 lutego. Przez większość osób nazywany Dniem Zakochanych, lub po prostu Walentynkami. Dla mnie - dzień jak każdy inny. Być może mój stosunek do tego święta zmieniłby się, gdym miała go z kim spędzić. Niestety, jak na razie nie znalazłam nikogo, kto, jak mawiam, byłaby mnie wart. Kolejne kłamstwo w moim wydaniu. W przeciwieństwie do mnie, całe liceum aż huczało od wyznań miłości, nieśmiałych szeptów. Kilka razy widziałam obściskujące się pary. wbrew temu, co sądzę, zaczęłam wyobrażać sobie, jak by to było, gdybym obchodziła tą przeklętą tradycję. Wciąż zamyślona wyszłam na dziedziniec. Również tu ujrzałam pełno różowych i czerwonych plam, po chwili okazujących się napalonymi nastolatkami biegającymi jak poparzone od chłopaka do chłopaka. Prychnęłam. Z tego jakże miłego rozważania wyrwał mnie pewien chłopak. Uniosłam wzrok i zobaczyłam pewną uciążliwą żmiję, prześladującą mnie od chwili przybycia do tejże szkoły. Paskudny przypadek. Osobnik mający gdzieś wszystkich i wszystko, poza swym ukochanym psem. Nie zdziwiłoby mnie stwierdzenie, iż to właśnie ze swoją bestią spędza dzisiejszy dzień. Kastiel.
- Cóż to widzę? - spytał, udając zdziwienie. - Nasza szanowna panienka nie spędza Walentynek z żadnym z chłopaków, uganiających się za nią tabunami? - nie mogło obyć się bez ciekawego komentarza. Westchnęłam.
- Wyobraź sobie, że nie, nie obchodzę tego gównianego zwyczaju. Ale cóż to? Nie ma z tobą twojej ukochanej? Siostrzyczka naszego gospodarza zaprzepaściła taką szansę na umówienie się z tobą? Niemożliwe! - wykrzyknęłam. I odeszłam. Nie miałam siły, by się z nim sprzeczać. To pierwszy powód. Drugim było to, by nie ujrzał moich łez. Co?! Ja płaczę?! Niby dlaczego? Może powodem było to, iż nikt nigdy nie powiedział tego wprost. Tak, nie obchodzę Walentynek! Tak, dlatego, że nie mam nikogo bliskiego!!! Niech cały świat się o tym dowie! Czy ja histeryzuję? Nieeeeeee...
Wślizgnęłam się do klubu ogrodników. Błagam, żeby tylko nikogo tam nie było. Spojrzałam.
Nie ma. Tak! Jak na razie jedyny plus dzisiejszego pojebanego dnia.
Kwiaty jakby na zaprzeczenie mojego humoru pyszniły się kolorami. Nawet ja musiałam przyznać, że Jade dobrze o nie dba. Wywołało to pierwszy uśmiech na mojej twarzy.
- Nareszcie! Myślałem już, że nigdy się nie uśmiechniesz! - usłyszałam radosny głos. Odwróciłam się gwałtownie. O cholera, Jade! Nie, nie, nie! On nie może zobaczyć moich łez! A jednak. Dotąd opierający się o drzewo chłopak zmarszczył brwi.
- Powiedz mi, że się mylę i nie płaczesz? - dziwne. Na razie był on jedyną osobą, dzięki której lepiej się poczułam. Jego obecność w dziwny sposób koiła mój nadwyrężony umysł.
- Nie płaczę. Tylko oczy mi się pocą. - użyłam oklepanej wymówki. Tak naprawdę, po raz pierwszy w życiu, pragnęłam, by ktoś mnie przytulił. Podszedł do mnie.
- Co jest? - spytał po prostu. Byłam mu wdzięczna za to, że nie kręci jak inni. To zadecydowało o tym, by coś się we mnie otworzyło. Na niemal jednym wydechu opowiedziałam mu o wszystkim. Wszystkim. Coraz bliżej mnie podchodził, z czasem, gdy mówiłam. Gdy skończyłam wybuchnęłam cichym płaczem. A on po prostu usiadła obok mnie i przygarnął mnie do siebie. Nie powiedziała ani słowa, ale ku swojemu zdumieniu zaczęłam się uspakajać. Delikatnie gładziła mnie po plecach. Drżącymi dłońmi objęłam chłopaka. Dziwne? Zdecydowanie. Zastygłam, gdy zadał pytanie, które pierwszy raz skierowano do mnie:
- Zostaniesz moją walentynką?
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
E... sami oceńcie, co z tego wyszło.