sobota, 5 grudnia 2015

Terapeuta Lysander cz.2


Jest nowa część! Nie wiem jak udało mi się tak szybko ją napisać!

-----------------------------------------------------------------------------------------------

Lysander zaprowadził mnie do swojego domu. Wciąż byłam tak sparaliżowana strachem, że nie zauważyłam tego drobnego faktu, jakim było to, że nigdy tu nie byłam. Przez przerażenie przebił się jednak rozsądek.

- L-Lys? Ja nie mogę tu zostać. Będę sprawiać kłopot. Poza tym, nie chcę, żebyś i ty miał problemy. - powiedziałam. Przez całą drogę nie rozmawialiśmy, za co byłam mu wdzięczna. Nie wiem, czy dałabym radę wykrztusić choć słowo. Teraz jednak, mój przyjaciel popatrzył na mnie łagodnym wzrokiem.

- Ty nigdy nie przeszkadzasz. Możesz tu przychodzić tak często, jak zechcesz, i zawsze masz otwarte drzwi. - rzekł. Ponoć mam taką denerwującą cechę, dzięki której potrafię odczytać uczucia innych, więc wzruszyło mnie to, z jaką szczerością to powiedział.

- Dziękuję ci, ale mimo wszystko, to nie wchodzi w grę. Jak mówiłam, ściągnę ci na głowę dramat, z którym, uwierz mi, nie chcesz się borykać. Po drugie, Roza i Leo to mieszkają, i nie mogę wam przeszkadzać. - powiedziałam smutno. Odwróciłam się by wyjść, lecz poczułam delikatny, lecz stanowczy uścisk na łokciu, który świadczył o tym, że Lys mnie zatrzymał.

- Po pierwsze: ty NIGDY nie sprawisz kłopotu. Poza tym, nie pozwolę ci teraz wracać, ani samej brać sobie na głowę tego problemu. Po drugie: Roza i mój brat wyjechali, i wrócą za dwa dni. Także nie widzę powodu, dla którego miałabyś nie zostać. - widząc, że chcę protestować, uśmiechnął się słabo. - Nie przyjmuję protestów. - uciął, po czym pociągnął mnie za sobą na piętro. Dopiero teraz zauważyłam, jak duży jest ich dom.

Tak jak się spodziewałam, pokój Lysandra był uporządkowany, jedynie na biurku panował chaos. Rozumiałam go. Wiecie, to taki nieład artystyczny, że niby burdel, a ty wiesz gdzie co jest.

Resztę obszernego pokoju zajmowało duże, czarne łóżko, wyłożone ogromnymi poduszkami. Widać ktoś ma do nich taką samą słabość, jak ja. Poza tym stała tam jeszcze również czarna szafa, i kilka wysokich półek wypakowanych książkami. Oj, Lysander, ty to masz gust!

- A teraz siadaj, i opowiedz mi wszystko. - nakazał, po czym usiadł na krześle obok biurka. Posłusznie siadłam na łóżku, po czym pochyliłam głowę. Za zasłoną moich długich, ciemnych włosów czułam się bezpieczniej.

- Opowiem w skrócie. Mój ojciec był alkoholikiem i narkomanem. Urządzał w domu awantury, i bił mnie, i moją matkę. Nie raz przyjeżdżała do nas policja. Mój młodszy brat, ze strachu, w wieku siedmiu lat rzucił się z okna. Nie przeżył. Ja popełniałam liczne próby samobójcze, ostatnią siedem miesięcy temu, czyli miesiąc przed przeprowadzką tutaj i zamieszkaniem u ciotki. Moja matka zmarła cztery i pół roku temu z bólu, po jednej z awantur. Ojciec pobił ją tak bardzo, że nie miała siły się podnieść, a mnie nie było w domu. Trafił do więzienia na pięć lat w zawieszeniu, ale teraz prawdopodobnie albo zwiał, albo dali mu przepustkę za dobre sprawowanie. Nie wiem co robić... - dodałam szeptem.

----------------------------------------------------------------------------------



*LYSANDER*
 
Gdy słuchałem, jak Ayami opowiada o swojej przeszłości, aż serce mi się krajało. Trudno było uwierzyć, że ta silna, buńczuczna dziewczyna, siedzi teraz w moim pokoju, zagubiona i przestraszona. Sama.

Nie wiem czemu, ale ona wywoływała u mnie reakcje, jakich po samym sobie bym się nie spodziewał. Ta dziewczyna potrafiła ze mnie wydobyć moje starannie ukrywane przed światem uczucia. Nikt wcześniej tego nie zrobił. Ayami była pierwszą dziewczyną, która samą swoją obecnością, potrafiła wprawić mnie w dobry nastrój, lub zakłopotanie.

Teraz, gdy wyżalała się właśnie mi, czułem się rozdarty. Wiedziałem, że jako przyjaciel, powinienem stać za nią murem, pomagać wstać, gdy upadała, i popychać naprzód, gdy się zawaha.

Ale ja tak nie potrafiłem. Było w niej coś co kazało mi się nią opiekować, choćby za cenę własnego życia.

Zanim się więc zorientowałem, usiadłem obok niej na łóżku i otoczyłem ją ramionami. Ta najpierw spięła się, ale później przylgnęła do mnie, i zaczęła cicho szlochać. Głaskałem ją po włosach, i szeptałem coś, co mogło ją pocieszyć.

- Ćśśśś... no już nie płacz. Razem coś wymyślimy. Nie pozwolę by coś ci się stało. - powiedziałem.

Ayami spojrzała na mnie tymi swoimi platynowymi oczami.

- Lysander... - powiedziała. Odsunęła się ode mnie. - ... ja muszę ci coś powiedzieć. Ja... powinnam ci powiedzieć już wcześniej. - uniosła wzrok. - Powiem wprost: za każdym razem gdy ktoś mnie dotyka, widzę twarz mojego ojca...

Poczułem jakby ktoś dał mi w twarz.

- Rozumiem. - powiedziałem sztywno. Nie wiedziałem, dlaczego się tak czuję. Nie POWINIENEM się tak czuć. Jestem jej przyjacielem. Uniosłem się by wstać, lecz poczułem zimną dłoń zatrzymującą mnie.

- ... daj mi skończyć. Proszę. - spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach. Postanowiłem, że od teraz będę się zachowywać tylko jak przyjaciel, i przytrzymam swoje emocje na wodzy. Skinąłem głową.

- Chodzi o to, że... ty jesteś jedyną osobą, przy której jak dotąd się tak nie czuję. - skończyła ledwie dosłyszalnie, po czym wypuściła moją dłoń. Spojrzała na mnie ponownie. Aż mnie zatkało, gdy uświadomiłem sobie co w nich zobaczyłem: szczerość, bezgraniczne zaufanie i ... miłość.

I wtedy właśnie, już drugi raz dzisiejszego dnia, moja inna strona wzięła nade mną górę.

Pocałowałem ją, a całe postanowienie szlag trafił.

---------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak było? Piszcie w komentarzach ;)
Musicie mi niestety wybaczyć moje zamiłowanie do historii miłosnych, aczkolwiek nie każde opo takie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz