Nowy rozdział który nie dotyczy poprzedniego. Jedziem!
------------------------------------------------------------------------------------------------
Siedziałam na kanapie i właśnie przeglądałam Skype`a, gdy zadzwonił dzwonek. Poszłam otworzyć, i moim oczom ukazała się znajoma sylwetka.
- Kastiel! Co jest? - spytałam, ponieważ zauważyłam, że nie zdejmuje kaptura. - Co tak stoisz? Właź!
- Dzięki. - powiedział tym swoim mrukliwym tonem. Wpakował mi się na chatę, ale nadal nie zdjął kaptura. Hmm...
- Przyszedłem tylko po nuty Lysa. Ponoć zostawił je na twojej ławce.
- Co? A, tak! Faktycznie! - sięgnęłam po torbę leżącą przy stole, i zaczęłam w niej grzebać. Chwilę się namęczyłam, ale je znalazłam. Podnosząc się, znów odniosłam wrażenie, że jestem obserwowana. Chyba mam omamy!
- Prosz. To chyba to. - podałam kartki. Chłopak kiwnął głową, i chyba chciał już wyjść.
- O, nie! Nie tak prędko! - powiedziałam, łapiąc go za rękaw. Już widziałam ten jego uśmiech.
- A co? Tak bardzo się stęskniłaś, że nie wypuścisz mnie z domu? - zapytał, z wyżej wymienionym wyrazem pyska.
- Chciałbyś. Gadaj mi tu zaraz, dlaczego nie zdejmujesz kaptura!
- Nie twoja spr...
- Właśnie że moja! Czy tego chcesz czy nie, jesteś moim przyjacielem, i w moim interesie leży dopilnowanie tego, żebyś nie robił głupstw! Więc co? Kłótnia z rodzicami - kręci głową.
- Masz pryszcze? - prychnięcie i znów zaprzeczenie. - Bójka? - zapytałam w końcu.
- Na litość Boską, nie! Nie wdaję się już w bójki, dobrze o tym wiesz! - wybuchnął. Ja jednak stałam niewzruszona.
- Więc co do chol... - nie dokończyłam, bo zauważyłam pasmo włosów, wystające spod jego kaptura. Bez zastanowienia ściągnęłam mu kaptur z głowy. Spodziewałam się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego co w rzeczywistości miałam zaszczyt ujrzeć.
Wytrzeszczyłam oczy i zaczęłam się histerycznie śmiać. Po chwili musiałam usiąść na podłodze, by wcześniej nie upaść. Kastiel spojrzał na mnie złowrogo.
- I czego rżysz?! To nie moja wina!
- Dobra...dobra. Chyba już ok. - powiedziałam, ale wystarczyło, bym spojrzała na tego idiotę, i znów zaczęłam się chichrać jak niedorozwinięta.
- K...Kastiel? - wykrztusiłam. - O...od kiedy...ty jesteś... czarny?
--------------------------------------------------------------------------------------
Wyszedł trochę kiczowato, ale nie miałam weny. Wybaczcie
Witam!
OdpowiedzUsuńTak jak prosiłaś, zajrzałam, przeczytałam, więc teraz czas na komentarz.
Muszę przyznać, że masz lekką rękę do pisania. Dość sprawnie ci to wychodzi, jednakże potrzeba troszkę praktyki i wczucia się w bohatera. Pisałaś w pierwszym poście (taak, ten też czytałam :)), że robisz strasznie dużo błędów. Muszę się tutaj nie zgodzić, ponieważ czytając nie zauważyłam chyba ani jednego błędu stylistycznego, ortograficznego czy jakiegoś innego, który zakłócałby swobodne czytanie. Wypatrzyłam jedną małą literówkę, ale to każdemu się zdarza :) Co prawda raz, czy dwa zdarzyło ci się napisać nie w tym miejscu przecinek, ale to nie jest jakoś rażące. Denerwuje mnie troszkę ta dodatkowa przerwa między akapitami... Strasznie dziwnie to wygląda i wszystko wydaje się takie puste, bez treści. Może to wina bloggera, może to twój celowy zabieg... Nie wnikam, aczkolwiek to jest takie dekoncentrujące.
Jak na początki pisania wychodzi ci to całkiem nieźle, ale ja nie jestem ekspertem czy polonistką, by się na ten temat wypowiadać.
Serdecznie pozdrawiam ;)